Czy Polska stoi innowacyjnością?
W europejskim rankingu innowacyjności Polska wyprzedziła zaledwie trzy kraje.
Nasz sektor małych i średnich przedsiębiorstw jest najbardziej zacofany w UE, a systemy innowacji krajów nordyckich są ponad dwa razy bardziej wydajne niż nadwiślański.
Według wolnorynkowej opowieści o kapitalizmie rozwój zawdzięczamy pojedynczym innowatorom, którzy dzięki talentowi i pracy wymyślali przełomowe wynalazki w umownym garażu.
Następnie komercjalizowali swoje dzieła, dzięki czemu stopniowo upowszechniały się one wśród konsumentów – najpierw tych najbogatszych, a kiedy ich cena spadała, mogli sobie na nie pozwolić także przeciętni obywatele.
Wystarczy więc nie przeszkadzać owym genialnym wynalazcom, a zasypią nas przełomowymi rozwiązaniami, które wciąż na nowo zmieniać będą nasze życie nie do poznania.
W rzeczywistości jednak sprawy mają się zupełnie inaczej. Innowacyjność gospodarki to efekt działania mnóstwa czynników oraz współpracy wielu osób.
Nawet największy geniusz nie stworzy i nie wdroży dziś niczego wybitnego, jeśli otoczenie nie będzie mu na różne sposoby sprzyjać.
Jeśli nie znajdzie wykształconych współpracowników, nie zdobędzie środków finansowych na działalność czy nie będzie dysponował odpowiednią infrastrukturą, która umożliwi mu prowadzenie badań i eksperymentów. Inaczej mówiąc, innowacyjność to efekt pracy grupowej.
A na poziomie kraju – wypadkowa całego systemu ekonomiczno-społecznego.
Tak też rozumiana jest innowacyjność np. w unijnym indeksie „European Innovation Scoreboard 2020”.
Państwa członkowskie zestawione są w nim na podstawie 27 wskaźników, które tworzą 10 większych kategorii.
Wśród wskaźników nie znajdziemy „liczby geniuszy na 100 tysięcy mieszkańców”.
Są za to na przykład publiczne oraz prywatne nakłady na badania i rozwój czy dostępność internetu szerokopasmowego.
Analiza rankingu EIS 2020 pokazuje, że innowacyjność to tworzony przez lata system, którego budowa najlepiej wychodzi krajom stawiającym na pierwszym miejscu współpracę, a nie rywalizację.
Nie najlepiej to świadczy o Polsce, która od lat występuje w nim na szarym końcu, choć słowo „innowacje” odmieniano u nas w mijającej dekadzie przez wszystkie przypadki.
W najnowszej edycji znów wypadliśmy bardzo słabo, wyprzedzając zaledwie trzy kraje.
Pełzająca poprawa
W EIS kraje członkowskie zestawione są pod względem „wydajności systemu innowacji” w odniesieniu do rankingu z 2012 roku.
Polski system innowacji został oceniony na 64 procent średniej UE z roku 2012, co dało nam czwarte miejsce od końca.
Za nami są tylko Chorwacja, Bułgaria oraz Rumunia.
Co ciekawe, choć ten ostatni kraj bywa w ostatnim czasie pokazywany jako wzór wolnorynkowych przemian, to jako jeden z dwóch zaledwie członków UE pogorszył swój wynik w ciągu dekady (drugim jest Słowenia).
W roku 2012 rumuński system innowacji był oceniony na 40 procent średniej UE, a w 2020 roku już tylko na 34 procent, co dało mu ostatnie miejsce.
Na pierwszych trzech znalazły się kraje nordyckie – Szwecja, Finlandia i Dania – których systemy innowacji zostały ocenione na ponad 140 procent średniej UE z roku 2012.
To ponad dwukrotnie lepiej niż system w Polsce.
Wysokie podatki, w Danii wręcz bardzo wysokie, oraz niskie nierówności społeczne (a w Finlandii niezwykle niskie) najwyraźniej nie przeszkodziły im w stworzeniu otoczenia wspierającego innowacyjność.
A można wręcz postawić tezę, że im w tym pomogły.
Gospodarki krajów członkowskich zostały podzielone na cztery grupy – skromni innowatorzy, umiarkowani innowatorzy, silni innowatorzy oraz liderzy innowacji.
Do pierwszej grupy trafiły tylko Bułgaria i Rumunia.
Liderami innowacji, poza trzema państwami nordyckimi, zostały także Holandia i Luksemburg.
Polska trafiła do grupy umiarkowanych innowatorów, która zawiera państwa w przedziale 50–95 procent średniej UE, ergo zostaliśmy nimi ledwo, ledwo.
Co gorsza, tempo poprawy zachodzące nad Wisłą jest dalekie od najlepszych.
Pięć państw poprawiło swój wynik w stosunku do 2012 roku o ponad 20 punktów procentowych – Litwa (o 28 punktów), Malta, Łotwa, Portugalia i Grecja (!).
Te pięć krajów najszybciej poprawiało swoje systemy innowacyjności w mijającej dekadzie.
Polski system innowacji został oceniony o 13 punktów wyżej niż w roku 2012, co dało nam dziewiąte miejsce w UE pod względem tempa poprawy.
To znaczy, że nasza innowacyjność poprawia się w tempie dwukrotnie niższym niż Litwy czy Łotwy.
Małych innowatorów brak
Polski system innowacji jest słaby z powodu kilku elementów, które szczególnie mu ciążą.
Bardzo słabo wypadamy pod względem „atrakcyjności systemu badawczego”, głównie z powodu bardzo niskiej liczby doktorantów na uczelniach zagranicznych, ale także niskiej liczby cytowanych publikacji.
Od 2012 roku w tym obszarze zaszła jednak dwukrotna poprawa.
Tradycyjnie leży u nas „wsparcie finansowe” dla innowacji.
Wydatki sektora publicznego na badania i rozwój w stosunku do roku 2012 zostały ocenione prawie dwukrotnie gorzej.
Bardzo źle wygląda także nadwiślański poziom współpracy, określony w EIS jako „sieciowanie”.
Współpraca małych i średnich przedsiębiorstw w zakresie innowacji jest obecnie nawet gorsza niż w roku 2012.
Nad Wisłą mało jest także publiczno-prywatnych projektów badawczych.
Zupełnie katastrofalnie wypadamy jednak w kategorii „innowatorzy”, na którą składają się wskaźniki dotyczące innowacyjności sektora małych i średnich przedsiębiorstw (MSP).
Z powodu bardzo niskiego poziomu innowacji produktowych wdrażanych przez MSP, a także zerowych innowacji organizacyjnych, Polska uzyskała w tym obszarze wynik 14 procent średniej UE z 2012 roku.
To spadek o 7 punktów w ciągu niecałej dekady.
Dziwi to tym bardziej, że małych i średnich przedsiębiorstw ci u nas dostatek, a formalne wskaźniki przedsiębiorczości (liczba przedsiębiorstw, odsetek samozatrudnionych itd.) należą w Polsce do najwyższych w UE.
Jak jednak widać, polskie MSP, które według wolnorynkowych komentatorów spod znaku Adama Smitha są solą tej ziemi i lokomotywą gospodarczego rozwoju, w rzeczywistości są zacofane i niechętne do wdrażania nowatorskich rozwiązań.
Tylko rumuńskie małe i średnie przedsiębiorstwa wypadają pod tym względem gorzej od polskich.
Jest też jednak kilka obszarów, których Polska nie musi się wstydzić.
Polskie „środowisko przyjazne innowacjom” jest ponad dwukrotnie lepsze niż przeciętna UE z 2012 roku, głównie dzięki rozpowszechnieniu internetu szerokopasmowego.
W tym obszarze jednak wszystkie kraje zanotowały ogromny postęp, więc w sumie otoczenie proinnowacyjne w Polsce jest ósme we Wspólnocie.
Lepiej niż średnia UE z roku 2012 wypadamy także pod względem zatrudnienia – mowa szczególnie o zatrudnieniu w „szybko rosnących przedsiębiorstwach”.
Jako całość nieźle wypadły także inwestycje przedsiębiorstw, jednak ten obszar ciągnęły przede wszystkim innowacje niezwiązane z prowadzeniem badań.
Tradycyjnie w miarę nieźle wygląda również polski „kapitał społeczny”, a w szczególności odsetek osób z wyższym wykształceniem.
Gdyby nie katastrofalnie niska liczba nowych doktorów, zostałby on oceniony znacznie wyżej – a tak jest szósty od końca.
Współpraca ponad wszystko
Czego właściwie uczy nas najnowsza edycja „European Innovation Scoreboard”?
Oczywiście poza tym, że wysokie podatki oraz niskie nierówności nie stoją bynajmniej w sprzeczności z innowacyjnością, a wręcz przeciwnie, mogą iść z nią w parze?
Analizując wyniki najlepszych innowatorów, widzimy, że kluczowe są obszary związane ze współpracą oraz usługami publicznymi.
Mowa o „kapitale społecznym” i „atrakcyjności systemu badawczego”, które są związane głównie z edukacją publiczną i szkolnictwem wyższym.
A także o „sieciowaniu” i „środowisku przyjaznym innowacjom”, na które składają się wskaźniki dotyczące współpracy sektora prywatnego z publicznym oraz infrastruktury (internet szerokopasmowy).
Wszystkie kraje nordyckie, zajmujące trzy pierwsze miejsca w europejskim rankingu innowacyjności, mają bardzo wysokie wskaźniki właśnie w tych czterech obszarach, zaś w pozostałych mają różne – czasem wysokie, czasem niskie.
Polska naprawdę dobrze wypada tylko w jednym z nich – czyli w „środowisku przyjaznym innowacjom”. Poziom współpracy („sieciowanie”) wygląda nad Wisłą katastrofalnie, podobnie jak „system badawczy”.
Kraje nordyckie nie stały się więc liderami innowacji, wierząc w zbawczą rolę indywidualnej przedsiębiorczości, tylko inwestując w sektor publiczny i tworząc konsensualny model ekonomiczno-społeczny, który skłania do współpracy.
Indywidualna przedsiębiorczość, której jest pod dostatkiem chociażby w biednych krajach afrykańskich, nie jest w stanie zrobić czegoś z niczego.
Innowacyjność nie jest też wypadkową liczby geniuszy składających roboty w garażach, tylko otoczenia instytucjonalno-społecznego, które zapewnia bezpieczeństwo, publiczną infrastrukturę, a także edukacyjne i finansowe możliwości wszystkim obywatelom do rozwijania swoich talentów w wybranych branżach.
System ekonomiczno-społeczny oparty na indywidualnej zaradności, w którym główną ideą jest rywalizacja, a nie współpraca, może zostać co najwyżej „umiarkowanym innowatorem”, takim jak Polska.
Źródło: krytyka polityczna