Przyszłość automatyzacji i robotyzacji pod znakiem rozwoju

Posted Posted in Ekoinnowacje, Ekorozwój, Innowacje, Przemysł, Przemysł 4.0

Ministerstwo Rozwoju ustami byłej już Pani minister Jadwigi Emilewicz poinformowało jesienią, iż od 1 stycznia r. 2021 wszystkie firmy automatyzujące i robotyzujące swoje procesy będą mogły skorzystać z ulgi podatkowej.

To niezwykle korzystne rozwiązanie będzie dostępne także dla firm sektora MŚP i to niezależnie czy są one płatnikami CIT, czy PIT.

Odliczenie 50% kosztów uzyskania przychodów poniesionych na inwestycje w robotyzację ma obowiązywać od 1 stycznia 2021 r.

Ulga ma być dla wszystkich firm, bez znaczenia na wielkość lub branżę.

Ulga obejmie płatników PIT i CIT.

Koszty na robotyzację przedsiębiorcy będą mogli odliczyć w ciągu roku podatkowego, a w momencie składania rocznego zeznania podatkowego, dokonają dodatkowego odpisu (tak jak przy uldze na prace badawczo-rozwojowe).

Ulga będzie obowiązywać przez pięć lat, do końca roku 2025.

Ponieważ projekt ustawy i rozporządzenia nie zostały jeszcze ujawnione, nieznane są jeszcze dokładne zapisy.

Nie mniej jednak Ministerstwo ujawniło podstawowe informacje dotyczące kosztów kwalifikowanych.

Ulga na robotyzację: koszty kwalifikowane, co można odliczyć?Odliczenie od podstawy opodatkowania 50% kosztów kwalifikowanych związanych z inwestycjami w robotyzację dotyczyć ma m.in.:

  • zakupu lub leasingowania nowych robotów i kobotów (robotów współpracujących),
  • zakupu oprogramowania,•zakupu osprzętu,
  • szkoleń dla pracowników.Nowy projekt Ministerstwa ma na celu zwiększenie konkurencyjności innowacyjnych firm na polskim i zagranicznych rynkach.

Eksperci oceniają, że firmy, które zdecydują się w 2021 r. na wprowadzenie rozwiązań z zakresu automatyzacji i robotyzacji w ciągu kilku kolejnych całkowicie wyprą tradycyjnie zorganizowane przedsiębiorstwa w swoich sektorach.

Roboty bowiem nie mylą się, nie chorują i nie chodzą na urlop i przejmują najżmudniejszą oraz powtarzalną pracę. To wszystko okazało się nie do przecenienia w czasach koronawirusa.

Robotyzacja i automatyzacja nie dotyczy tylko produkcji.

Automatyzacja i robotyzacja daje możliwość uproszczenia i przyspieszenia wielu powtarzalnych działań.

Dzięki temu firmy uwalniają dodatkowy potencjał, który mogą wykorzystać do kreowania przewagi rynkowej nad konkurentami.

Nie dotyczy ona tylko produkcji, ale całego biznesu.

Przykładowo, cały czas najszybciej efekty osiąga się przy automatyzacji twardych procesów księgowych i związanych z zarządzaniem kadrami.

Jednak przestrzeni do optymalizacji jest więcej.

Dla kogo automatyzacja procesów biznesowych

Wydaje się, że automatyzacja procesów biznesowych to temat wyłącznie dla firm o ugruntowanej pozycji, jednak okazuje się, że coraz częściej dobra organizacja twardych procesów jest też elementem ograniczania kosztów operacyjnych w start-upach i małych firmach.

Podnoszą one wydajność i efektywność pracy.

Procesy, które trudno wyobrazić sobie dziś bez aplikacji do automatyzacji zadań to m.in.: analiza przepływów finansowych, księgowość, komunikacja z klientem, logistyka, sprzedaż i marketing.

Duży wpływ na sukces w optymalizowaniu różnego rodzaju operacji ma współpraca z partnerem doświadczonym w tym zakresie. Warto pamiętać, że jest to proces ciągły.

Długoterminowo najlepszy efekt przynosi stały monitoring istniejącej infrastruktury procesowej i jej modyfikowanie.

Dobrze jest być świadomym tego, że potrzeby w tym zakresie mogą zmieniać się w czasie i wraz z rozwojem biznesu.

Jak zdefiniować proces biznesowy?

Proces biznesowy to zespół zadań i czynności, jakie trzeba wykonać, aby osiągnąć określony efekt.

Wszyscy codziennie realizujemy różne procesy biznesowe i współpracujemy z osobami, które są zaangażowane w szereg powiązanych procesów, których realizacja jest istotna z punktu widzenia założonych celów organizacji.

Zdefiniowanie poszczególnych procesów i ich składowych jest więc podstawą do tego, by zaproponować rozwiązanie innowacyjne, które umożliwi automatyzację kolejnych działań

Analiza procesów biznesowych to dość skomplikowane zadanie.

Żeby znaleźć obszary do optymalizacji, konieczna jest kompleksowa wiedza na temat określonych zagadnień oraz na temat poszczególnych narzędzi, które są wykorzystywane do realizacji kolejnych zadań.

Sporo zależy od tego, jak bardzo złożony jest dany proces i od faktu, czy można go w pełni zautomatyzować, czy konieczne jest zachowanie na drodze do celu punktów kontrolnych, w których będzie musiał się zaangażować człowiek.

Analiza polega na badaniu przepływu i jego wizualizacji oraz punktów kontrolnych i poziomu dostępu do informacji, jaki jest potrzebny poszczególnym użytkownikom na danym etapie realizacji zadań.

Jak wiadomo angażowanie użytkowników i zakres dostępnych informacji, wynika z funkcji jaką pełnią oni w organizacji.Aby dobrze zrozumieć proces jako taki, warto korzystać ze sprawdzonych narzędzi do modelowania biznesowego.

Dzięki nim łatwiej jest zobrazować proces, wytłumaczyć reguły i zasady postępowania w określonych scenariuszach, nadać odpowiednie wagi informacjom.

Analiza procesu biznesowego to jeden z ważniejszych modułów dobrych platform do automatyzacji biznesowej

Stały monitoring już po wdrożeniu zmian, z czasem może wskazać kolejne obszary do optymalizacji.

Czym różnią się automatyzacja procesów biznesowych od robotyzacji procesów biznesowych?

W rozważaniach na temat automatyzacji procesów biznesowych funkcjonują dwa terminy –dotyczący biznesu BPA (Bussines Proces Automation) i dotyczący robotów RPA (Robotic Proces Automation).BPA to szeroko pojęta transformacja cyfrowa procesów biznesowych.

Nikogo już dziś nie dziwi, że taki proces wymaga zastosowania szeregu różnych aplikacji, które automatyzują poszczególne operacje.

Organizacje korzystają często z różnych rozwiązań np. do księgowości, zarządzania zasobami ludzkimi czy sprzedażą. Wiele narzędzi do automatyzacji stosuje się także w marketingu.

Automatyzacja to także integracja aplikacji wykorzystywanych w firmie.

Wdrożenie nowych technologii, w tym wirtualnych robotów korzystających ze sztucznej inteligencji otworzyło kolejne możliwości do optymalizowania nawet zdigitalizowanych procesów.

RPA to niejako dziedzina zależna od BPA, która koncentruje się na wykorzystaniu najnowszych rozwiązań technologicznych w celu integrowania firmowych aplikacji oraz systemów, którymi dysponuje przedsiębiorstwo z aplikacjami dostawców niektórych usług.

Można powiedzieć, że digitalizacja procesów biznesowych jest już dość zaawansowana i największym wyzwaniem staje się uporządkowanie bezpiecznego obiegu informacji pomiędzy wszystkimi wykorzystywanymi aplikacjami w firmowym systemie cyfrowym.

Jak się dzisiaj robi automatyzację w firmach?

Jest wiele sposobów.

Można postawić na indywidualny development i stworzyć od podstaw integralną cyfrową infrastrukturę biznesową.

Byłoby to jednak drogie i czasochłonne.

Poza tym większość procesów w istniejących przedsiębiorstwach przeszła transformację cyfrową.

Dlatego lepiej jest korzystać z opracowanych już wirtualnych robotów, które dają możliwość skutecznego i bezpiecznego integrowania popularnych aplikacji i systemów biznesowych.

Oprócz samej integracji jest jeszcze możliwość modyfikowania botów adekwatnie do potrzeb wynikających z unikalnej specyfiki procesu w danej organizacji.

Dobrym przykładem, który pokazuje, dlaczego możliwość dostosowania robotów jest ważna, wydaje się księgowość.

Wszystkie firmy ją prowadzą, ale reguły wewnętrzne, w tym sposób obiegu dokumentów i informacji oraz akceptowania choćby wydatków może się różnić.

Na rynku dostępnych jest szereg narzędzi, które powstały z myślą o automatyzacji i robotyzacji procesów biznesowych.

Obsługa niektórych z nich nie wymaga nawet umiejętności kodowania, co umożliwia pracę nad procesem w zespole specjalistów zaangażowanych w jego codzienną realizację

Czy Polska stoi innowacyjnością?

Posted Posted in Ekorozwój, Innowacje, Przemysł 4.0

W europejskim rankingu innowacyjności Polska wyprzedziła zaledwie trzy kraje.

Nasz sektor małych i średnich przedsiębiorstw jest najbardziej zacofany w UE, a systemy innowacji krajów nordyckich są ponad dwa razy bardziej wydajne niż nadwiślański.

Według wolnorynkowej opowieści o kapitalizmie rozwój zawdzięczamy pojedynczym innowatorom, którzy dzięki talentowi i pracy wymyślali przełomowe wynalazki w umownym garażu.

Następnie komercjalizowali swoje dzieła, dzięki czemu stopniowo upowszechniały się one wśród konsumentów – najpierw tych najbogatszych, a kiedy ich cena spadała, mogli sobie na nie pozwolić także przeciętni obywatele.

Wystarczy więc nie przeszkadzać owym genialnym wynalazcom, a zasypią nas przełomowymi rozwiązaniami, które wciąż na nowo zmieniać będą nasze życie nie do poznania.

W rzeczywistości jednak sprawy mają się zupełnie inaczej. Innowacyjność gospodarki to efekt działania mnóstwa czynników oraz współpracy wielu osób.

Nawet największy geniusz nie stworzy i nie wdroży dziś niczego wybitnego, jeśli otoczenie nie będzie mu na różne sposoby sprzyjać.

Jeśli nie znajdzie wykształconych współpracowników, nie zdobędzie środków finansowych na działalność czy nie będzie dysponował odpowiednią infrastrukturą, która umożliwi mu prowadzenie badań i eksperymentów. Inaczej mówiąc, innowacyjność to efekt pracy grupowej.

A na poziomie kraju – wypadkowa całego systemu ekonomiczno-społecznego.

Tak też rozumiana jest innowacyjność np. w unijnym indeksie „European Innovation Scoreboard 2020”.

Państwa członkowskie zestawione są w nim na podstawie 27 wskaźników, które tworzą 10 większych kategorii.

Wśród wskaźników nie znajdziemy „liczby geniuszy na 100 tysięcy mieszkańców”.

Są za to na przykład publiczne oraz prywatne nakłady na badania i rozwój czy dostępność internetu szerokopasmowego.

Analiza rankingu EIS 2020 pokazuje, że innowacyjność to tworzony przez lata system, którego budowa najlepiej wychodzi krajom stawiającym na pierwszym miejscu współpracę, a nie rywalizację.

Nie najlepiej to świadczy o Polsce, która od lat występuje w nim na szarym końcu, choć słowo „innowacje” odmieniano u nas w mijającej dekadzie przez wszystkie przypadki.

W najnowszej edycji znów wypadliśmy bardzo słabo, wyprzedzając zaledwie trzy kraje.

Pełzająca poprawa

W EIS kraje członkowskie zestawione są pod względem „wydajności systemu innowacji” w odniesieniu do rankingu z 2012 roku.

Polski system innowacji został oceniony na 64 procent średniej UE z roku 2012, co dało nam czwarte miejsce od końca.

Za nami są tylko Chorwacja, Bułgaria oraz Rumunia.

Co ciekawe, choć ten ostatni kraj bywa w ostatnim czasie pokazywany jako wzór wolnorynkowych przemian, to jako jeden z dwóch zaledwie członków UE pogorszył swój wynik w ciągu dekady (drugim jest Słowenia).

W roku 2012 rumuński system innowacji był oceniony na 40 procent średniej UE, a w 2020 roku już tylko na 34 procent, co dało mu ostatnie miejsce.

Na pierwszych trzech znalazły się kraje nordyckie – Szwecja, Finlandia i Dania – których systemy innowacji zostały ocenione na ponad 140 procent średniej UE z roku 2012.

To ponad dwukrotnie lepiej niż system w Polsce.

Wysokie podatki, w Danii wręcz bardzo wysokie, oraz niskie nierówności społeczne (a w Finlandii niezwykle niskie) najwyraźniej nie przeszkodziły im w stworzeniu otoczenia wspierającego innowacyjność.

A można wręcz postawić tezę, że im w tym pomogły.

Gospodarki krajów członkowskich zostały podzielone na cztery grupy – skromni innowatorzy, umiarkowani innowatorzy, silni innowatorzy oraz liderzy innowacji.

Do pierwszej grupy trafiły tylko Bułgaria i Rumunia.

Liderami innowacji, poza trzema państwami nordyckimi, zostały także Holandia i Luksemburg.

Polska trafiła do grupy umiarkowanych innowatorów, która zawiera państwa w przedziale 50–95 procent średniej UE, ergo zostaliśmy nimi ledwo, ledwo.

Co gorsza, tempo poprawy zachodzące nad Wisłą jest dalekie od najlepszych.

Pięć państw poprawiło swój wynik w stosunku do 2012 roku o ponad 20 punktów procentowych – Litwa (o 28 punktów), Malta, Łotwa, Portugalia i Grecja (!).

Te pięć krajów najszybciej poprawiało swoje systemy innowacyjności w mijającej dekadzie.

Polski system innowacji został oceniony o 13 punktów wyżej niż w roku 2012, co dało nam dziewiąte miejsce w UE pod względem tempa poprawy.

To znaczy, że nasza innowacyjność poprawia się w tempie dwukrotnie niższym niż Litwy czy Łotwy.

Małych innowatorów brak

Polski system innowacji jest słaby z powodu kilku elementów, które szczególnie mu ciążą.

Bardzo słabo wypadamy pod względem „atrakcyjności systemu badawczego”, głównie z powodu bardzo niskiej liczby doktorantów na uczelniach zagranicznych, ale także niskiej liczby cytowanych publikacji.

Od 2012 roku w tym obszarze zaszła jednak dwukrotna poprawa.

Tradycyjnie leży u nas „wsparcie finansowe” dla innowacji.

Wydatki sektora publicznego na badania i rozwój w stosunku do roku 2012 zostały ocenione prawie dwukrotnie gorzej.

Bardzo źle wygląda także nadwiślański poziom współpracy, określony w EIS jako „sieciowanie”.

Współpraca małych i średnich przedsiębiorstw w zakresie innowacji jest obecnie nawet gorsza niż w roku 2012.

Nad Wisłą mało jest także publiczno-prywatnych projektów badawczych.

Zupełnie katastrofalnie wypadamy jednak w kategorii „innowatorzy”, na którą składają się wskaźniki dotyczące innowacyjności sektora małych i średnich przedsiębiorstw (MSP).

Z powodu bardzo niskiego poziomu innowacji produktowych wdrażanych przez MSP, a także zerowych innowacji organizacyjnych, Polska uzyskała w tym obszarze wynik 14 procent średniej UE z 2012 roku.

To spadek o 7 punktów w ciągu niecałej dekady.

Dziwi to tym bardziej, że małych i średnich przedsiębiorstw ci u nas dostatek, a formalne wskaźniki przedsiębiorczości (liczba przedsiębiorstw, odsetek samozatrudnionych itd.) należą w Polsce do najwyższych w UE.

Jak jednak widać, polskie MSP, które według wolnorynkowych komentatorów spod znaku Adama Smitha są solą tej ziemi i lokomotywą gospodarczego rozwoju, w rzeczywistości są zacofane i niechętne do wdrażania nowatorskich rozwiązań.

Tylko rumuńskie małe i średnie przedsiębiorstwa wypadają pod tym względem gorzej od polskich.

Jest też jednak kilka obszarów, których Polska nie musi się wstydzić.

Polskie „środowisko przyjazne innowacjom” jest ponad dwukrotnie lepsze niż przeciętna UE z 2012 roku, głównie dzięki rozpowszechnieniu internetu szerokopasmowego.

W tym obszarze jednak wszystkie kraje zanotowały ogromny postęp, więc w sumie otoczenie proinnowacyjne w Polsce jest ósme we Wspólnocie.

Lepiej niż średnia UE z roku 2012 wypadamy także pod względem zatrudnienia – mowa szczególnie o zatrudnieniu w „szybko rosnących przedsiębiorstwach”.

Jako całość nieźle wypadły także inwestycje przedsiębiorstw, jednak ten obszar ciągnęły przede wszystkim innowacje niezwiązane z prowadzeniem badań.

Tradycyjnie w miarę nieźle wygląda również polski „kapitał społeczny”, a w szczególności odsetek osób z wyższym wykształceniem.

Gdyby nie katastrofalnie niska liczba nowych doktorów, zostałby on oceniony znacznie wyżej – a tak jest szósty od końca.

Współpraca ponad wszystko

Czego właściwie uczy nas najnowsza edycja „European Innovation Scoreboard”?

Oczywiście poza tym, że wysokie podatki oraz niskie nierówności nie stoją bynajmniej w sprzeczności z innowacyjnością, a wręcz przeciwnie, mogą iść z nią w parze?

Analizując wyniki najlepszych innowatorów, widzimy, że kluczowe są obszary związane ze współpracą oraz usługami publicznymi.

Mowa o „kapitale społecznym” i „atrakcyjności systemu badawczego”, które są związane głównie z edukacją publiczną i szkolnictwem wyższym.

A także o „sieciowaniu” i „środowisku przyjaznym innowacjom”, na które składają się wskaźniki dotyczące współpracy sektora prywatnego z publicznym oraz infrastruktury (internet szerokopasmowy).

Wszystkie kraje nordyckie, zajmujące trzy pierwsze miejsca w europejskim rankingu innowacyjności, mają bardzo wysokie wskaźniki właśnie w tych czterech obszarach, zaś w pozostałych mają różne – czasem wysokie, czasem niskie.

Polska naprawdę dobrze wypada tylko w jednym z nich – czyli w „środowisku przyjaznym innowacjom”. Poziom współpracy („sieciowanie”) wygląda nad Wisłą katastrofalnie, podobnie jak „system badawczy”.

Kraje nordyckie nie stały się więc liderami innowacji, wierząc w zbawczą rolę indywidualnej przedsiębiorczości, tylko inwestując w sektor publiczny i tworząc konsensualny model ekonomiczno-społeczny, który skłania do współpracy.

Indywidualna przedsiębiorczość, której jest pod dostatkiem chociażby w biednych krajach afrykańskich, nie jest w stanie zrobić czegoś z niczego.

Innowacyjność nie jest też wypadkową liczby geniuszy składających roboty w garażach, tylko otoczenia instytucjonalno-społecznego, które zapewnia bezpieczeństwo, publiczną infrastrukturę, a także edukacyjne i finansowe możliwości wszystkim obywatelom do rozwijania swoich talentów w wybranych branżach.

System ekonomiczno-społeczny oparty na indywidualnej zaradności, w którym główną ideą jest rywalizacja, a nie współpraca, może zostać co najwyżej „umiarkowanym innowatorem”, takim jak Polska.

Źródło: krytyka polityczna